Ukraiński i polski to bardzo podobne języki, ale jedni z drugimi, z wiadmych przyczyn, najszybciej dogadają się po rosyjsku. Cyrylica jest jak jazda na rowerze - tego się nie zapomina. Po początkowym składaniu literek, czytanie idzie jak z nut.
Podsumowując: Przejechaliśmy naszym Kangurem ok 4600 km. Znając możliwości auta w pewne rejony się nie pchaliśmy. Szanujemy je, bo daje nam wolność i niezależność. Nie dla nas trzymanie się reguł zorganizowanego podróżowania, pilnowanie godzin i przewodnika. Trasę wytyczyliśmy sami wg miejsc, które MUSIMY zobaczyć i CHCIELIBYŚMY, ALE MOŻE BYĆ RÓŻNIE. Bo doświadczenie nam mówi, że przeważnie w którymś momencie drogi robi się RÓŻNIE. Niestety, nie udało nam się zwiedzić Odessy, Kijowa i Lwowa - tylko się przez nie przesmyrgnęlismy. Byliśmy konsekwentni, ale elastyczni i asertywni. Dostosowywaliśmy trasę W TRAKCIE do własnych nastrojów i reakcji na to co napotykaliśmy. Przeważnie wszystko nas zachwycało (ja: ALE ZAJEBIŚCIE!!!), klęliśmy tylko na stan ukraińskich dróg (ale za to są szeeerokie, a w trakcie przemieszczania się przez różne rejony, okazało się, że są i autostrady). Czepialiśmy się kierowców i ich mało empatycznego stylu jazdy (huuurrrra, ja pieeerwszyyy!). W największe zdumienie wprowadzały nas ... nie, nie widoki, krajobrazy i inne cuda o których już było. Ale SOCREAL! Wielkie pamiątki z epoki socjalizmu i Związku Radzieckiego. Monumentalne pomniki Lenina w każdym mieście i główne ulice nazwane jego imieniem! U nas wszystkie Leniny, Staliny i Dzierżyńskie poleciały na łeb zaraz, lewo skończyła się komuna! Ale każdy naród ma swoją mentalność i być może muszę to uszanować. I zgłębić temat :)
Wybierających się w te rejony uprzedzam: zaopatrzcie się w gotówkę, bo nie wszędzie można płacić kartą (a właściwie mało gdzie) i drobne na mandaty (yhy, yhy...) dla policji. Niech Was nie zniechęcą kolejki na przejściu granicznym (wyjeżdżając z Ukrainy spędziliśmy 3 godziny czekając na odprawę, która sama w sobie była bardzo powierzchowna).
Podsumowując: Przejechaliśmy naszym Kangurem ok 4600 km. Znając możliwości auta w pewne rejony się nie pchaliśmy. Szanujemy je, bo daje nam wolność i niezależność. Nie dla nas trzymanie się reguł zorganizowanego podróżowania, pilnowanie godzin i przewodnika. Trasę wytyczyliśmy sami wg miejsc, które MUSIMY zobaczyć i CHCIELIBYŚMY, ALE MOŻE BYĆ RÓŻNIE. Bo doświadczenie nam mówi, że przeważnie w którymś momencie drogi robi się RÓŻNIE. Niestety, nie udało nam się zwiedzić Odessy, Kijowa i Lwowa - tylko się przez nie przesmyrgnęlismy. Byliśmy konsekwentni, ale elastyczni i asertywni. Dostosowywaliśmy trasę W TRAKCIE do własnych nastrojów i reakcji na to co napotykaliśmy. Przeważnie wszystko nas zachwycało (ja: ALE ZAJEBIŚCIE!!!), klęliśmy tylko na stan ukraińskich dróg (ale za to są szeeerokie, a w trakcie przemieszczania się przez różne rejony, okazało się, że są i autostrady). Czepialiśmy się kierowców i ich mało empatycznego stylu jazdy (huuurrrra, ja pieeerwszyyy!). W największe zdumienie wprowadzały nas ... nie, nie widoki, krajobrazy i inne cuda o których już było. Ale SOCREAL! Wielkie pamiątki z epoki socjalizmu i Związku Radzieckiego. Monumentalne pomniki Lenina w każdym mieście i główne ulice nazwane jego imieniem! U nas wszystkie Leniny, Staliny i Dzierżyńskie poleciały na łeb zaraz, lewo skończyła się komuna! Ale każdy naród ma swoją mentalność i być może muszę to uszanować. I zgłębić temat :)
Wybierających się w te rejony uprzedzam: zaopatrzcie się w gotówkę, bo nie wszędzie można płacić kartą (a właściwie mało gdzie) i drobne na mandaty (yhy, yhy...) dla policji. Niech Was nie zniechęcą kolejki na przejściu granicznym (wyjeżdżając z Ukrainy spędziliśmy 3 godziny czekając na odprawę, która sama w sobie była bardzo powierzchowna).
Wszystko pięknie ładnie, ale nie myślcie, że obyło się bez napięć i konfliktów wewnątrzmałżeńskich. Suma summarum mój mąż zapowiedział, że więcej ze mną nigdzie nie pojedzie! Co ja na to? Nie chcecie wiedzieć ;D A gdy opadły emocje, zacytowałam mu: Z KIM TAK CI BĘDZIE ŹLE JAK ZE MNĄ? do posłuchania :D
Ach, te zacięte mordy na pomnikach! дуже цікаво, jak mówią Ukraińcy.
OdpowiedzUsuńCyrylica jak cyrylica, mój znajomy zaopatrzył się w drobne na mandaty, a ukraiński pan milicjant przy kontroli dokumentów przekonywał go, że Jerzy czyta się Dżerzi, jak New Jersey. Sama ukraińska радість життя!
Groźne, zacięte - bałam się, że rzeczywiście tacy są:))
UsuńSuper fotki:) Moja rodzina ze strony taty pochodzi z tamtych stron:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam- Anna
Dzięki:) O, to Wy bardzo rozsiani po świecie!
UsuńWedług mnie, to, do tej pory, najbardziej "egzotyczne" zdjęcia z Twojej podroży :)
OdpowiedzUsuńTak, masz rację :)
UsuńStudzienka w polu - mój faworyt! I brązowy zrezygnowany psiak, podobny do mojej Luli, gdy jej się nie uda wyżebrać niczego do jedzenia.
OdpowiedzUsuńTych studzienek było duuużo, potem, po mołdawskiej stronie też. Stoją przy kilometrach pól, z myślą o pracujących na tych polach. Świetny pomysł, a woda pyszna!
UsuńA psiaki bezdomne - ich tam pełno. Na przejściu granicznym i na stacjach benzynowych. I nie widziałam, żeby ktoś je dokarmiał, tylko my, ciastkami, bo tylko to nam zostało. Ledwo otworzyłam drzwi auta, nawet nie zdąrzyłam ich zauważyć, a one nadciągnęły chmarą i poukładały się pod nogami. Pamiętam takie watachy bezdomnych, wychudzonych, brudnych psiaków z Rumuni. Bardzo, bardzo smutny widok.
No ja wschód to poznałam tylko w drodze do Odessy i Kijowa
OdpowiedzUsuńjest w tym kraju magia, mimo tych wszystkich jaskrawości, bez ktorych nic tam nie byłoby takie ciekawe :) schody odeskie to moje wielkie rozczarowanie, ale balet - klasa, bilet za 10 hrywien :)
Marzyło mi się pobyć w Odessie ze 2 dni. Ale sie nie udało, niestety :(
UsuńTen czerwony, zdezelowany autobus z reklamą Toshiby... co za kontrast! Chyba sporo ich na Wschodzie. Na pewno zdobyliście mnóstwo niezapomnianych wrażeń. Mnie brakuje odwagi na takie podróże. Czasem żałuję... Ale zwykle cieszę się z poczucia bezpieczeństwa, jakie daje mi przebywanie w znanym otoczeniu:)
OdpowiedzUsuńTo trolejbus, popularny ukraiński środek komunikacji miejskiej.
UsuńDo niedawna takie kontrasty były i u nas.
Każda podróż to wrażenia i wiedza. Mnie od zawsze nosiło. Zaraziłam tym męża i teraz razem (we trójkę) zdobywamy doświadczenia :) Poczucie bezpieczeństwa jest bardzo ważne i swoje sobie bardzo cenię, po latach niedoboru. Ale strasznie się męczę, gdy nie mogę chociaż raz w roku gdzieś wybyć. Ideałem byłoby dla mnie co pół roku znikać na miesiąc.... :) :)
Kraina wyglada jakby wplywy zachodnich cywilizacji omijaly ja szerokim lukiem, a czas sie zatrzymal... wlasnie w epoce tych panow z pomnikow.. Ciekawe i fascynujace.
OdpowiedzUsuńTe mozaikowe pawiloniki to przystanki? Piekne..
Pozdrawiam. Anka
Dokładnie tak wygląda!
UsuńTak, to przystanki. W niektórych rejonach były takie, w ludowe motywy, albo sceny historyczne. Albo w barwach Ukrainy. Oni tam bardzo podkreślają swoją narodowość.
Wspaniała wyprawa. Dużo zwiedziłaś. Super fotki. Najbardziej podobał mi się złoty bus.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:):):)
Złote auto było z Białorusi. Bardzo nas dziwiło, ile widzieliśmy wypasionych, drogich fur z tego kraju...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCudnie Sivko, że mogliście wybrać się na taką wyprawę, byliście niezależni, to wielki plus. Jednak są miejsca, gdzie raczej taka podróż nie wchodzi w rachubę i niestety, my wybieramy wtedy opcję zorganizowaną. Jak tylko to możliwe, wynajmujemy samochód - Europa realne, Afryka - nie radzę... podobnie Ameryka Południowa.Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam Twoje komentarze i kilka razy przejrzałam zdjęcia. Niesamowity kraj... Zdjęcia robią wrażenie. Życzę Wam wiele takich przeżyć... znam to uczucie, kiedy chce się widzieć więcej i ciągle więcej. Pozdrawiam... A pytania będą, tylko na razie nadrabiam braki, muszę jeszcze odwiedzić kilka osób.
OdpowiedzUsuńMój mąż się rozkręca w marzenich podróżniczych, więc kto wie, jak będzie (ostatnio często ogląda filmy o Mongolii:D) Dla mnie na razie nastał czas domowy - i na to się też cieszę, uwielbiam porę roku, która nadciąga, długie ciemne wieczory, deszcze niespokojne... :) :)
UsuńBędąc w Kijowie miałam wrażenie, że czas się tam zatrzymał i wciąż jest komuna. Chodzi mi o estetykę. Ale do białych krawężników mam sentyment i szkoda, że u nas już się ich nie maluje.
OdpowiedzUsuńSamochód daje wolność zwiedzania. Mogliście zobaczyć małe miejscowości, budownictwo regionalne.. ach no po prostu zazdroszczę Wam wyprawy!:)
Pamiętam Twoją relację z Kijowa!!! :)
Usuńa mnie zachwycila studzienka (wiecznie zywa) i cerkiewki!
OdpowiedzUsuń