Dokładniej rzecz biorąc na początku był zerwany pasek od alternatora i przymusowy powrót 80 kilometrów, do zakolegowanego mechanika. I kilkugodzinne oczekiwanie na nowy pasek, a nawet dwa paski! I ponowny start. No i wtedy ten Paryż. Na Słowacji, pizzeria tak się zwała :D
Niestety, wszak to był 13-sty, kłopotów nastąpił ciąg dalszy. Na Węgrzech ponownie zgubiliśmy pasek. Postanowiliśmy znaleźć nocleg, ponieważ pora zrobiła się nocna, a rano poszukać salonu naszego Kangura i dokupić kilka zapasowych pasków. Początkowo szukaliśmy taniego hotelu, ale że nigdzie nie było wolnych miejsc, zaczęliśmy w ogóle szukać hotelu! Co zajęło nam dwie godziny błądzenia po nieznanym węgierskim mieście nocą! Nie mogłam doczekać się końca tej pechowej (starałam się nigdy tej liczby tak nie traktować) 13-ki! Za dziesięć minut północ, na dobitkę, drogę przebiegł nam czarny kot! Niemniej jednak nocleg znaleźliśmy, miła pani w recepcji dała adres serwisu, rano się ogarnęliśmy i tam udali. Odesłano nas do innego. Ponoć Polak Węgier dwa bratanki, ale dogadać, to się nie potrafią. Bez tłumacza. Zamówiono dla nas paski i kółko, na którym się ma obracać (dostaliśmy podpowiedź, że to może być przyczyną problemu), ale musieliśmy poczekać kilka godzin... Nie ma sprawy, byle ruszyć do celu... Gdy już doczekaliśmy się i mój mąż "Złota Rączka" wszystko sam zamontował, okazało się, że kółko nie pasuje... Już zaczęłam desperacko wyobrażać sobie, że spędzimy ten urlop nad Balatonem... Na szczęście Złota Rączka pomyślał i wymyślił, że zrobi podkładkę. Nie wiem jak i co, i po co, i z czego, grunt, że zadziałało!!! I tak oto znaleźliśmy się w Serbii :D
Ciąg dalszy wyprawki niebawem!
Niestety, wszak to był 13-sty, kłopotów nastąpił ciąg dalszy. Na Węgrzech ponownie zgubiliśmy pasek. Postanowiliśmy znaleźć nocleg, ponieważ pora zrobiła się nocna, a rano poszukać salonu naszego Kangura i dokupić kilka zapasowych pasków. Początkowo szukaliśmy taniego hotelu, ale że nigdzie nie było wolnych miejsc, zaczęliśmy w ogóle szukać hotelu! Co zajęło nam dwie godziny błądzenia po nieznanym węgierskim mieście nocą! Nie mogłam doczekać się końca tej pechowej (starałam się nigdy tej liczby tak nie traktować) 13-ki! Za dziesięć minut północ, na dobitkę, drogę przebiegł nam czarny kot! Niemniej jednak nocleg znaleźliśmy, miła pani w recepcji dała adres serwisu, rano się ogarnęliśmy i tam udali. Odesłano nas do innego. Ponoć Polak Węgier dwa bratanki, ale dogadać, to się nie potrafią. Bez tłumacza. Zamówiono dla nas paski i kółko, na którym się ma obracać (dostaliśmy podpowiedź, że to może być przyczyną problemu), ale musieliśmy poczekać kilka godzin... Nie ma sprawy, byle ruszyć do celu... Gdy już doczekaliśmy się i mój mąż "Złota Rączka" wszystko sam zamontował, okazało się, że kółko nie pasuje... Już zaczęłam desperacko wyobrażać sobie, że spędzimy ten urlop nad Balatonem... Na szczęście Złota Rączka pomyślał i wymyślił, że zrobi podkładkę. Nie wiem jak i co, i po co, i z czego, grunt, że zadziałało!!! I tak oto znaleźliśmy się w Serbii :D
Zapowiada się interesująco! :-) Zatem czekam z niecierpliwością... :-)
OdpowiedzUsuńPolak potrafi! To hasło sprawdza się niezawodnie, nawet trzynastego :) Osobnik innej nacji dawno już załamałby ręce, padł na kolana i tłukł głową w piachu ;)
OdpowiedzUsuńWspółczuję przeżyć, mam nadzieję, że pozostała część urlopu przebiegła bezproblemowo.
Paryż, tęsknię! Ach, ta czarująca stolica sztuki i mody...
OdpowiedzUsuńTo nie TEN Paryż :)
Usuńoj, a juz myslalam,ze bedzie o Paryzu - owszem, tez pieknie tam,ale ja wolę nieco bardziej oryginalne klimaty - Serbia? jak najbardziej, czekam na więcej.na pewno warto bylo cierpiec katusze poszukując hotelu w nocy - choćby dla samych widokow.
OdpowiedzUsuńnie ma to jak podróż z przygodami;) te dopiero się wspomina:)
OdpowiedzUsuńParyż to moje marzenie ! zazdroszczę
OdpowiedzUsuńNie masz czego. W prawdziwym Paryżu byłam tylko raz i to 15 lat temu, autostopem :)
UsuńPo pierwsze: cieszę się, że już jesteś :D Po drugie : Ale przeboje ! Adrenaliny Wam nie brakowało!
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że Złota Rączka głowę ma na karku :D.
Po trzecie: Widoki mnie rozwalają, czekam bardzo na dalsze relacje !
Po czwarte: masz zajebiste okularesy !
...bo czarny kot to szczęście przynosi a nie pecha:)
OdpowiedzUsuńa ja już myślałam że naprawdę Paryż odwiedziłaś...Ty to zawsze tymi opisami wywołasz uśmiech na mojej twarzy:)
Pełen przygód ten twój wyjazd :D
OdpowiedzUsuńJak każdy mój wyjazd :D
Usuńpo takim początku, to już tylko mogło być lepiej! :) czekam na dalszy ciąg tej mrożącej krew w żyłach opowieści, dawno temu przeżyła bardzo podobną przygodę tylko z innym miejscu - dziś opowiadając to śmieję się do łez, ale wtedy nie było mi do śmiechu, oj nie było...
OdpowiedzUsuńszacunek dla "Złotej Rączki" za opanowanie i zdolności!
cudne fotografie
Ale przygody będzie co wspominać...
OdpowiedzUsuńMimo tych wszystkich przygód udanego wypoczynku życzę:)))Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńto lepsze niż prawdziwy Paryż!!! ale przygoda!!! kraj wygląda na dziki:D
OdpowiedzUsuńJak to napisał jeden z moich ulubionych pisarzy A.Stasiuk: "Przecież wciąż jesteśmy dzicy" :)))
UsuńNo wyprawka niezle się zapowiadała...ale jak czytałam, nastąpił szczęśliwy c.d...:)
OdpowiedzUsuńwidzę podróż z przygodami? fiu fiu
OdpowiedzUsuń